Przejdź do głównej zawartości

Kianka

Na rodzinę padł blady strach. Teściowie kupują samochód.
Po pierwszych próbach kupna używanego wozidełka, szybko stanęło na nowym... Taki mamy rynek.

Oczywiście temat spadł na mnie, jako najbardziej oblatanego w tych samochodach. W końcu tankuje bez pomocy pracownika stacji i odróżniam diesla od gazu.

Na tapetę poszedł segment A. Teście jeżdża jakieś 15 tysięcy... w cztery lata, więc nie potrzebują wypaśnej  limuzyny. Po analizie rynku, z pomocą arkusza google bo jak by inaczej, wytypowałem faworytów. Nie zmienia to faktu że objeździliśmy wszystkich. Prawie.

Faworytów było dwóch: Skoda Citigo / VW Up  lub Hyundai i10 / Kia Picanto.

Na pierwszy ogień poszła produkcja czeska. Fajnie to to nawet jeździ, jest całkiem obszerne w środku ale... krzyczy z każdego kata że jesteś biedny. Nie stać cię było na prawdziwy samochód to teraz oglądaj połacie blachy, podziwiaj sknerowatość  producenta.

Po przewinięciu sie jeszcze paru wynalazków, jak twingo z silnikiem z tyłu, opla 10 tysięcy droższego od konkurencji, ale to przecież jak stwierdził przemiły sprzedawca "premium", wylądowaliśmy w KIA. KIA która mocno kojarzy mi się nadal z jeżdżącą kiedyś  po warszawie Carnival z ogromnym napisem "nie kupujcie tego gówna". Czy jakoś tak. Może jednak dać producentowi szansę, bo 7 lat gwarancji, bo opinie w sieci, bo Picanto Cup. No może to ostatnie dla 60+ nie ma znaczenia.
Pierwsze wrażenie: jest bardzo ładna i ma swój styl. Czego nie można  powiedzieć o siostrzanym i10.
To naprawdę ładne autko.
I co ważniejsze, wnętrze auto to pomniejszona wersja normalnego samochodu. Zegary, przełączniki, półeczki, obicia, wszystko to nie przypomina na każdym kroku że kopiłeś samochód za trzydzieści pare tysięcy.









Aktualizacja:
Na liczniki natrzaskane 10 tysięcy. Zero problemów. Przegląd zrobiony.

Komentarze